...i to w dodatku siedząc za kółkiem samochodu?! ;-)
W tym celu lekko nadrabiając drogi dojechaliśmy do początku trasy - czyli do Åndalsnes.
Skończyły się żarty - zaczęły się schody... a raczej drabina, zwana Drabiną Trolli (Trollstigen).
Było już późno, ale i tak panował na drodze spory ruch. Ciekawe jak tu wygląda w środku dnia? ;-) Do pokonania 11 serpentyn i samo to może nie byłoby takie niezwykłe (wiele dróg norweskich prowadzi przez góry, wiele też jest krętych), ale nigdzie nie ma tak efektownego ich widoku z góry...
Po wdrapaniu się na wysokość 852 m.n.p.m. można podziwiać piękny, choć surowy, tundrowy klimat płaskowyżu. Po czym znów trzeba zjechać do poziomu morza, by przepłynąć promem Storfjord.
Po przeprawie czeka jeszcze jedna mała wspinaczka - Droga Orłów (Ornevegen) i już z góry, z nowoczesnego punktu widokowego można podziwiać cel wyprawy z góry... fiord Geiranger.
Gdy miałam szczęście tam być, była dobra pogoda więc widoki oszałamiające. Droga Trolli i zjazd drogą Orłów, widok na fiord - coś o czym nie można zapomnieć. Cud natury i maestria Norwegów budujących takie drogi. Obym mogła wrócić tam jeszcze raz.
OdpowiedzUsuń