Wybrałam więc może mniej nowoczesną, w dodatku dłuższą (ok. 44 km) i trudniejszą, ale za to dużo piękniejszą starą trasę - tzw "Śnieżną drogę" (Snøvegen lub Aurlandsvegen).
Swoją nazwę zawdzięcza oczywiście grubej pokrywie śnieżnej, która zalega płaskowyż nawet w ciągu lata.
Pod koniec lipca, kiedy wspięliśmy się z poziomu morza na owe 1300 m.n.p.m. - jeszcze gdzieniegdzie na poboczu piętrzyły się zwały trochę starego już śniegu.
Ale choć krajobraz "śnieżnej drogi" okazał się mało biały - i tak szerokie krajobrazy z ośnieżonymi szczytami (do ok. 1500 m.n.p.m.) i górskimi stawami zachwycił nas swoją swoim surowym pięknem i przestrzenią...
Zachwyceni atmosferą miejsca - postanowiliśmy zatrzymać się na noc... Mały namiot typu "igloo" wcisnął się jakoś pomiędzy kamienie, choć trochę zajęło nam szukanie w miarę prostego, miękkiego a jednocześnie suchego podłoża...
Ranek powitał nas gęstą mgłą...
Tuż przed zjazdem serpentynami do Aurland zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy nowo powstałej nowoczesnej platformie widokowej Stegastein, z której można podziwiać rozległą panoramę na Aurlandfjorden...
...i miasteczko Aerdal położone u podnóża, do którego serpentynami - agrafka po agrafce wkrótce udało się zjechać...
FANTASTYCZNE ZDJĘCIA :D CZEKAM NA DALSZE POSTY !!! POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
Usuńna pewno takie komentarze działają mobilizująco, więc postaram się ciągnąć blog dalej... :-)
pozdrawiam
Fernando, muchas gracias.
OdpowiedzUsuńSomos nosotros