pierwszymi reniferami na drogach...
no i komarami w dużej ilości. Szczególnie aktywne były oczywiście wieczorem i w nocy (która na tej wysokości geograficznej istnieje właściwie tylko w teorii, a słońce zagląda do namiotu nawet od strony północnej! :-)).
Postanowiliśmy zajrzeć do kolejnego, tym razem fińskiego parku narodowego Pyha-Luosto. Droga do niego wiodła przez Rovaniemi i tzw. wioskę świętego Mikołaja. Zajrzeliśmy tam, ale oprócz sklepów pamiątkowych, restauracji poczty - niewiele było atrakcji. Zaskakujący był też wyraźny niedobór dzieci w owej wiosce - zdecydowanie przeważali emeryci ;-).
Główną atrakcją okazało się przejście koła podbiegunowego...
Park Narodowy Pyha-Luosto - składa się właściwie z dwóch części - Pyha i Luosto. My postanowiliśmy spenetrować tę pierwszą - skuszeni zapowiedzią zobaczenia świętej góry Saamów i innych podobnych atrakcji. Po świetnych doświadczeniach ze szwedzkimi hytkami - znów wzięliśmy ze sobą tylko śpiwory... no i mieliśmy survival komarowy ;-). Zaznaczona na mapie chata okazała się jedynie otwartą wiatą, z paleniskiem i widokiem na tajemnicze górskie jezioro...
Zakopani po uszy w śpiwory jakoś przetrwaliśmy do 4 rano ;-). Ruszyliśmy dalej w drogę, pokonując gołoborza trochę przypominające nasze rodzime Góry Świętokrzyskie :-). Od czasu do czasu można było w kwarcytowych skałach znaleźć pamiątkę po falach morskich spzred 2 mln lat...
Wkrótce zdobywaliśmy świętą górę Saamów - Noitatunturi, gdzie w dawnych czasach składali ofiary bogom. Wokół roztaczał się piękny i szeroki widok....
Wkrótce schodziliśmy w kierunku kolejnych jezior...
niektóre głębokie doliny zamiast wody kryły w sobie kolorowe bagna...
a ponad kołował myszołów włochaty...
a woda z tego wodospadu... ech, trudno szukać smaczniejszej! :-)
Świeciło słońce i w międzyczasie nastał taki upał (ponad 26 stopni!), że wiedzieliśmy jedno- czas ruszać nam dalej na północ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz